Matka Boża Łaskawa Lwowska

 

Dzieje cudownego Obrazu

Najświętszej Maryi Panny Łaskawej

Wizerunek Matki Boskiej Łaskawej został namalowany w 1598 r., na desce sosnowej (61,2 x 44,5 cm), przez Józefa Szolc-Wolfowicza, geometrę lwowskiego, jako obraz nagrobny dla wnuczki Katarzyny Domagaliczówny. Przedstawia on Matkę Boską siedzącą wśród obło­ków w otoczeniu aniołów i trzymającą na prawym kolanie stojące Dzieciątko Jezus. Dwaj aniołowie podtrzymują koronę nad głową Maryi. Postać Bogurodzicy widnieje nad panoramą Lwowa z końca XVI w. U dołu obrazu ukazana jest klęcząca Katarzyna i jej brat trzy­mający w ręku różaniec. Wizerunek Maryi wisiał najpierw nad gro­bem Katarzyny przy katedrze, a następnie w murowanej kaplicy, wzniesionej na tym miejscu przez Domagaliczów. Przed tym obra­zem król Jan Kazimierz, 1 kwietnia 1656 r., w czasie potopu szwedz­kiego, składał swe pamiętne śluby. Wtedy też ogłoszono Maryję – „Królową Korony Polskiej”. 11 maja 1765 r. metropolita lwowski abp Wacław Hieronim Sierakowski (1760-1780) przeniósł obraz do ołtarza głównego katedry, 28 kwietnia 1766 r. uznał go za „cudowny i prawdziwie łaskawy”, a 12 maja 1776 r. dokonał jego koronacji.

 

Kult Matki Boskiej Łaskawej we Lwowie i w całej archidiecezji sze­rzył gorliwie arcybiskup-metropolita Józef Bilczewski (1900-1923), dziś święty. To dzięki jego staraniom papież Pius X pozwolił w 1908 r. obchodzić w archidiecezji święto Najświętszej Panny Maryi Królowej Korony Polskiej, a w 1910 r. ogłosił Ją główną jej Patronką. Warto tu dodać, że w 1923 r., na prośbę biskupów polskich, Stolica Apostolska ustanowiła święto Najświętszej Panny Maryi Królowej Korony Polskiej – głównym świętem maryjnym Kościoła w Polsce, wyznaczając jego obchody na 3 maja, tj. w rocznicę Konstytucji z 1791 r. Kult Matki Boskiej Łaskawej we Lwowie trwał nieprzerwanie do 1945 r., kiedy to obraz został wyjęty z nastawy ołtarza i ukryty w oba­wie przed zniszczeniem. W jego miejsce wstawiono kopię. W kwiet­niu 1946 r. metropolita lwowski abp Eugeniusz Baziak, zmuszony przez władze radzieckie opuścić Lwów, zabrał ze sobą cudowny wi­zerunek Maryi do Polski. Od 1947 r. obraz znajdował się w skarbcu na Wawelu, a następnie w katedrze w Tarnowie, skąd przejął go w 1968 r. administrator apostolski w Lubaczowie bp Jan Nowicki i przechowywał w swojej kaplicy. 2 lutego 1974 r. bp-nominat Marian Rechowicz wprowadził uroczyście obraz do prokatedry, aby tam Matka Boska mogła być czczona publicznie. Wznowił zarazem prak­tykę świętowania 3 maja uroczystości odpustowej ku czci Najświęt­szej Maryi Panny Królowej Polski.

4 maja 1980 r. Kapituła Metropolitalna, na wniosek bp. Rechowi­cza, podjęła uchwałę o rekoronacji obrazu. W związku z tym obraz oddano do konserwacji w Krakowie. Wykonano przy tym dwie jego kopie oraz korony. Rekoronacji obrazu dokonał Ojciec Święty Jan Paweł II, w niedzielę 19 czerwca 1983 r., podczas Mszy św. na Jasnej Górze. 20 czerwca t.r. ozdobiony koronami wizerunek przeniesiono do kaplicy kurii arcybiskupiej, a następnie w procesji do prokatedry, gdzie odbyło się jego uroczyste powitanie. Mszę św. celebrował bp Rechowicz, który też wygłosił okolicznościowe kazanie. Po pewnym czasie obraz, w związku prowadzoną rozbudową prokatedry, przenie­siono do kaplicy domu biskupiego, a w 1986 r. wywieziono go do Tarnowa. Po konserwacji w Krakowie wizerunek złożono w skarbcu na Wawelu. Natomiast w prokatedrze (sanktuarium) w Lubaczowie, w nastawie ołtarza głównego, umieszczono jego wierną kopię z koro­nami papieskimi, którą uroczyście intronizował, 8 grudnia 1989 r., bp Marian Jaworski. Przed obrazem Matki Boskiej Łaskawej modlił się Jan Paweł II w czasie swej pielgrzymki do Lubaczowa, 2 − 3 czerwca 1991 r. W przemówieniu wygłoszonym 2 czerwca w prokatedrze powiedział: „Niech – na całą naszą teraźniejszość i przyszłość – nadal patrzą ma­cierzyńskie oczy Maryi z Jej starożytnego obrazu w katedrze lwow­skiej, gdzie król Jan Kazimierz po doświadczeniach <potopuskładał swe historyczne śluby z 1656 roku”.

Z obrazem Matki Boskiej Łaskawej wiąże się treścią ikonograficz­ną oryginalne antepedium spiżowe z nastawy ołtarza głównego archi­katedry lwowskiej, stanowiące dziś ozdobę ołtarza soborowego w konkatedrze (dawnej prokatedrze), p.w. bł. Jakuba Strzemię, którą poświęcił Jan Paweł II. To cenne dzieło sztuki w formie tryptyku przedstawia śluby króla Jana Kazimierza (scena centralna), położenie kamienia węgielnego pod archikatedrę lwowską przez Kazimierza Wielkiego w 1370 r. (strona lewa) i poświęcenie sztandaru Orląt Lwowskich przez abp. J. Bilczewskiego w 1920 r. (strona prawa). An­tepedium, ufundowane przez Arcybractwo Najświętszej Panny Ła­skawej Królowej Korony Polskiej, zostało wykonane w 1936 r. przez firmy lwowskie Netroufala i Jagniewskiego, według projektu prof. Józefa Starzyńskiego ze Lwowa. Po II wojnie światowej znalazło się ono w kurii metropolitalnej w Poznaniu, a 22 maja 1978 r. zostało sprowadzone przez bp. M. Rechowicza do Lubaczowa.

 

Modlitwa do Matki Boskiej Łaskawej

 

Bądź pozdrowiona Maryjo, Matko Boska i Matko nasza najłaskawsza, Królowo Polski i Pani, niezliczonymi wsła­wiona łaskami w narodzie naszym. Do stóp Twoich upa­damy w najgłębszej pokorze i hołd miłości i uwielbienia przed Tron Twój zanosimy wraz z prośbą serdeczną za naród nasz cały, za naszą najdroższą Ojczyznę!

Królowo nasza i Pani ukochana, któraś tyle razy w chwilach najcięższych z cudowną spieszyła nam po­mocą, Tobie w opiekę oddajemy Ojczyznę naszą, wskrze­szoną za Twoim u Jezusa wstawiennictwem i na nowo Władczynią naszą Ciebie obieramy. Rząd dusz naszych Tobie zlecamy i błagamy: Wzbudź wielkich mężów w narodzie naszym; rządzącym wyjednaj ducha mądrości i roztropności, rządzonym ­­- posłuszeństwa i karności.

Broń, o Maryjo świętości ogniska rodzinnego, ochra­niaj od zepsucia dzieci i młodzież. Nam wszystkim zaś wyjednaj wielką, silną ojców naszych wiarę i ofiarną miłość Ojczyzny, abyśmy w jedności braterskiej żyjąc, nie swojej szukali korzyści, ale dla chwały Bożej, dla dobra Ojczyzny, dla naszych współbraci wszyscy wszystko poświę­cić umieli.

Królowo Polski, módl się za nami.

 

Dzieje obrazu Matki Boże Łaskawej – foto prezentacja 

 

 

 

 

Henryk Sienkiewicz – “Potop” t.II. rozdział 30 


Lwów od chwili przybycia króla zmienił się w istotną stolicę Rzeczypospolitej. 


Wraz z królem przybyła większa część biskupów z całego kraju i wszyscy ci świeccy senatorowie, którzy nie służyli nieprzyjacielowi. Wydane lauda zwołały również pod broń szlachtę województwa ruskiego i dalszych przyległych, która stanęła licznie a zbrojne z tym większą łatwością, że i Szwedów wcale w tych stronach nie było. Rosły też oczy i serca na widok tego pospolitego ruszenia, w niczym albowiem nie przypominało ono owego wielkopolskiego, które pod Ujściem tak słabą stawiło nieprzyjacielowi zaporę. Przeciwnie, nadciągała tu groźna i wojownicza szlachta, z dziecka na koniu i w polach hodowana, wśród ciągłych napadów tatarskiej dziczy przywykła do przelewu krwi i pożogi, lepiej władnąca szablą niż łaciną. Świeżo jeszcze wyćwiczyła ją chmielnicczyzna, siedm lat bez przerwy trwająca, tak że nie było między nimi człowieka, który by tyle razy przynajmniej w ogniu nie był, ile sobie lat liczył. Coraz nowe ich roje przybywały do Lwowa. Jedni ciągnęli od przepaścistych Bieszczadów, inni znad Prutu, Dniestru i Seretu; którzy siedzieli na krętych dorzeczach dniestrowych, którzy siedzieli nad roztoczystym Bohem, których nad Smiuchą nie starła z łona ziemi inkursja chłopska, którzy na tatarskich rubieżach się ostali, ci wszyscy na głos pana dążyli teraz do Lwiego Grodu, aby stamtąd na nie znanego jaszcze nieprzyjaciela pociągnąć. Waliła szlachta z Wołynia i z dalszych jeszcze województw, taką nienawiść rozpaliła we wszystkich duszach straszna wieść o podniesieniu przez nieprzyjaciela świętokradzkiej ręki na Patronkę Rzeczypospolitej w Częstochowie.

Zaś kozactwo nie śmiało stawić przeszkód, bo nawet w najzatwardzialszych poruszyły się serca, zresztą samo było od Tatarów zmuszone bić przez posłów czołem królowi i po raz setny przysięgi wierności ponawiać. Groźne dla królewskich nieprzyiaciół poselstwo tatarskie pod wodzą Subaghazi-beja bawiło we Lwowie ofiarując w imieniu chanowym sto tysięcy ordy na pomoc i Rzeczypospolitej, z której czterdzieści tysięcy mogło zaraz spod i Kamieńca w pole wyruszyć.

Prócz poselstwa tatarskiego zjechała i legacja z Siedmiogrodu dla prowadzenia wszczętych z Rakoczym o następstwo tronu rokowań; bawił i poseł cesarski, był nuncjusz papieski, który razem z królem przyjechał, co dzień nadjeżdżały deputacje od wojsk koronnych i litewskich, od województw i ziem, z oświadczeniami o wierności dla majestatu i chęci obrony do upadłego najechanej ojczyzny.

Rosła tedy fortuna królewska, podnosiła się w oczach ku podziwowi wieków i narodów tak niedawno zupełnie pognębiona Rzeczpospolita. Rozpaliły się dusze ludzkie żądzą wojny i odwetu, a jednocześnie okrzepły. I jak na wiosnę deszcz ciepły a obfity topi śniegi, tak potężna nadzieja stopiła zwątpienie. Nie tylko chciano zwycięstwa, ale wierzono w nie. Coraz to nowe wieści pomyślne, choć często nieprawdziwe, przechodziły z ust do ust. Raz w raz opowiadano to o odebranych zamkach, to o bitwach, w których nie znane pułki pod nie znanymi dotąd wodzami rozgromiły Szwedów, to o strasznych chmurach chłopstwa, podnoszącego się jako szarańcza przeciw nieprzyjacielowi. Imię Stefana Czarnieckiego coraz częściej pojawiało się na wszystkich ustach.

Szczegóły w onych wieściach były często nieprawdziwe, ale razem wzięte, odbijały jako zwierciadło to, co się działo w całym kraju.

Lecz we Lwowie było jakoby ustawiczne święto. Gdy król przybył, witało go miasto uroczyście: więc duchowieństwo trzech obrządków, rajcy miejscy, kupiectwo, cechy. Na placach i ulicach, gdzie okiem rzuciłeś, powiewały chorągwie białe, szafirowe, purpurowe, złociste. Dumnie podnosili lwowianie swego złotego lwa w błękitnym polu, z chlubą wspominając zaledwie przeszłe kozackie i tatarskie napady. Za każdym ukazaniem się królewskim krzyk się czynił pomiędzy tłumami, a tłumów nigdy nie brakło. Ludność podwoiła się w ostatnich dniach. Prócz senatorów, biskupów, prócz szlachty napłynęły tłumy chłopstwa, bo się rozbiegła wieść, że król zamyśla los chłopski poprawić. Więc sukmnany i gunie pomieszały się z żółtymi kapotami mieszczan. Przemyślni Ormianie o smagłych twarzach porozbijali szałasy z towarem i bronią, którą chętnie kupowała zgromadzona szlachta.

Była znaczna liczba i Tatarów przy poselstwie, i Węgrzyni. i Wołosi, i Rakuszanie, moc luda, moc wojska, moc odmiennych twarzy, moc strojów dziwnych, barwnych, jaskrawych a rozmaitych, moc służby dworskiej: więc olbrzymich pa juków, hajduków, janczarów, kraśnych Kozaków, laufrów z cudzoziemska przybranych. Na ulicach od rana od wieczora gwar ludzki, przejeżdżanie to chorągwi komputowych, to oddziałów konnej szlachty, krzyki, komendy, migotanie zbroi i gołych szabel, rżenie koni, hurkot armat i śpiewy pełne gróźb i przekleństw dla Szweda.

A dzwony w kościołach polskich, ruskich i ormiańskich biły nieustannie, zwiastując wszystkim, ze król jest we Lwowie i że Lwów to ze stolic pierwszy, ku wieczystej swej chwale, przyjął króla wygnańca.

Bito mu też czołem, gdzie się tylko pokazał; czapki wylatywały w górę, a okrzyki vivat! wstrząsały powietrzem; bito czołem i przed karocami biskupów, Którzy przez okna żegnali zgromadzone tłumy; kłaniano się też i wykrzykiwano senatorom, czcząc w nich wierność dla pana i dla ojczyzny.

Tak wrzało całe miasto. Nawet nocą palono na placach stosy drzewa, przy których koczowali mimo zimy i mrozu ci, którzy się w kwaterach dla zbytniego ścisku pomieścić nie mogli.

Król zaś trawił dnie całe na naradach z senatorami. Przyjmowano poselstwa zagraniczne, deputacje ziem i wojsk; obmyślano sposoby zapełnienia pustego skarbca pieniędzmi; używano wszelkich sposobów, aby rozniecić wojnę tam wszędzie, gdzie nie płonęła dotąd.

Latali gońcy do miast znaczniejszych, we wszystkie strony Rzeczypospolitej, aż hen do dalekich Prus i na Żmudź świętą; do Tyszowiec, do hetmanów, do pana Sapiehy, który po zburzeniu Tykocina szedł z wojskiem swoim wielkimi pochodami na południe; szli gońcy i do pana chorążego wielkiego Koniecpolskiego, który jeszcze stał przy Szwedach. Tam, gdzie było trzeba, posyłano zasiłki pieniężne, ekscytowano ospalszych manifestami.

Król uznał, uświęcił i potwierdził konfederację tyszowiecką i sam do niej przystąpił wziąwszy wodze wszelkich spraw w swe niestrudzone ręce; pracował od rana do nocy, więcej dobro Rzeczypospolitej niż własny wczas, niż własne zdrowia ważąc. Lecz jeszcze nie tu był kres jego usiłowań; postanowił bowiem zawrzeć w imieniu swoim i stanów takie przymierze, którego by żadna potęga ziemska przemóc nie zdołała, a które by w przyszłości do poprawy Rzeczypospolitej mogło posłużyć. Nadeszła nareszcie ta chwila.

Tajemnica musiała się przedrzeć od senatorów do szlachty, a od szlachty do pospólstwa, gdyż od rana mówiono, że w czasie nabożeństwa stanie się coś ważnego, że król jakieś uroczyste śluby będzie składał. Mówiono o poprawie losów chłopskich i o konfederacji z niebem; inni wszelako twierdzili, że to są niebywałe rzeczy, których przykładów dzieje nie podają, ale ciekawość była podniecona i powszechnie czegoś oczekiwano.

Dzień był mroźny, jasny, drobniuchne źdźbła śniegu latały po powietrzu, błyszcząc na kształt iskier. Piechota łanowa lwowska i powiatu żydaczowskiego, w półszubkach błękitnych, bramowanych zlotem, i pół regimentu węgierskiego wyciągnęły się w długi szereg przed katedrą, trzymając muszkiety przy nogach; przed nimi na kształt pasterzy przechodzili wzdłuż i w poprzek oficerowie z trzcinami w ręku. Pomiędzy dwoma szpalerami płynął, jak rzeka, do kościoła tłum różnobarwny. Więc naprzód szlachta i rycerstwo, a za nią senat miejski z łańcuchami pozłocistymi na szyjach i ze świecami w ręku, a prowadził go burmistrz, słynny na całe województwo medyk, przybrany w czarną togę aksamitną i biret; za senatem szli kupcy, a między nimi wielu Ormian w zielonych ze zlotem myckach na głowie i w obszernych wschodnich chałatach. Ci, chociaż do innego obrządku należąc, ciągnęli wraz z innymi, by stan reprezentować. Za kupiectwem dążyły cechy z chorągwiami, a więc rzeźnicy, piekarze, szewcy, złotnicy, konwisarze i szychterze, płatnerze, kordybanci, miodowarzy, i ilu tylko innych jeszcze było; z każdego ludzie wybrani szli za swoją chorągwią-którą niósł okazalszy od wszystkich urodą chorąży. Za czym dopiero waliły bractwa różne i tłum pospolity, w łyczkowych kapotach, w kożuchach, guniach, sukmanach, mieszkańcy przedmieść, chłopi. Nie tamowano przystępu nikomu, dopóki kościół nie zapełnił się szczelnie ludźmi wszelakich stanów i płci obojej. Na koniec zaczęły zajeżdżać i karety, lecz omijały główne drzwi, albowiem król, biskupi i dygnitarze mieli osobne wejście, bliżej wielkiego ołtarza. Co chwila wojsko prezentowało broń, następne żołnierze spuszczali muszkiety do nogi i chuchali na zmarznięte dłonie, wyrzucając z piersi kłęby pary.

Zajechał król z nuncjuszem Widonem, potem arcybiskup gnieźnieński z księciem biskupem Czartoryskim, potem ksiądz biskup krakowski, ksiądz arcybiskup lwowski, kanclerz wielki koronny, wielu wojewodów i kasztelanów. Ci wszyscy znikali w bocznych drzwiach, a ich karoce, dwory, masztalerze i wszelkiego rodzaju dworscy utworzyli jakoby nowe wojska, stojące z boku katedry.

Ze mszą wyszedł nuncjusz apostolski Widon, przybrany na purpurze w ornat biały, naszywany perłami i złotem. Dla króla urządzono klęcznik między wielkim ołtarzem a stallami, przed klęcznikiem leżał rozpostarty dywan turecki. Kanonickie krzesła zajęli biskupi i świeccy senatorowie. Różnobarwne światła wchodzące przez okna w połączeniu z blaskiem świec, od których ołtarz gorzeć się zdawał, padały na twarze senatorskie, ukryte w cieniu kanonickich krzeseł, na białe brody, na wspaniałe postawy, na złote łańcuchy, aksamity i fiolety. Rzekłbyś: rzymski senat, taki w tych starcach majestat i powaga; gdzieniegdzie wśród sędziwych głów widać twarz senatora-wojownika, gdzieniegdzie błyśnie jasna główka młodego panięcia; wszystkie oczy utkwione w ołtarz, wszyscy modlą się; błyszczą i chwieją się płomienie świec; dymy z kadzielnic igrają i kłębią się w blaskach. Z drugiej strony stallów kościół nabity głowami, a nad głowami tęcza chorągwi jako tęcza kwiatów się mieni.

Majestat króla Jana Kazimierza padł wedle zwyczaju krzyżem i korzył się przed majestatem bożym. Wreszcie wydobył ksiądz nuncjusz z cyborium kielich i zbliżył się z nim do klęcznika. Wówczas król podniósł się z jaśniejszą twarzą, rozległ się głos nuncjusza: – Ecce Agnus Dei…, i król przyjął komunię. Przez jakiś czas klęczał schylony; na koniec podniósł się, oczy zwrócił ku niebu i wyciągnął obie ręce. Uciszyło się nagle w kościele tak, że oddechów ludzkich nie było słychać. Wszyscy odgadli, że chwila nadeszła, i że król jakiś ślub będzie czynił; wszyscy słuchali w skupieniu ducha, a on stał ciągle z wyciągniętymi rękoma, wreszcie głosem wzruszonym i jak dzwon donośnym, tak mówić począł:

 

– Wielka człowieczeństwa boskiego Matko i Panno! Ja, Jan Kazimierz, Twego Syna, Króla królów i Pana mojego, i Twoim zmiłowaniem się król, do Twych najświętszych stóp przychodząc tę oto konfederację czynię: Ciebie za Patronkę moją i państwa mego Królową dzisiaj obieram. Mnie, Królestwo moje Polskie Wielkie Księstwo Litewskie, Ruskie, Pruskie, Mazowieckie, Żmudzkie, Inflanckie i Czernihowskie, wojsko obojga narodów i pospólstwo wszystkie Twojej osobliwej opiece i obronie polecam-Twojej pomocy i miłosierdzia w teraźniejszym utrapieniu królestwa mego przeciwko nieprzyjaciołom pokornie żebrzę…

Tu padł król na kolana i milczał chwilę, w kościele cisza ciągle trwała śmiertelna, więc wstawszy tak dalej mówił:

– A że wielkimi Twymi dobrodziejstwy zniewolony przymuszony jestem z narodem polskim do nowego i gorącego Tobie służenia obowiązku, obiecuję Tobie, moim, ministrów, senatorów, szlachty i pospólstwa imieniem. Synowi Twemu Jezusowi Chrystusowi, Zbawicielowi naszemu, cześć i chwałę przez wszystkie krainy królestwa polskiego rozszerzać, czynić wolą, że gdy za zlitowaniem Syna Twego otrzymam wiktorię nad Szwedem, będę się starał, aby rocznica w państwie mym odprawiała się solennie do skończenia świata rozpamiętywaniem łaski boskiej i Twojej, Panno Przeczysta!

Tu znów przerwał i klęknął. W kościele uczynił się szmer, lecą głos królewski wnet go uciszył i choć drżał teraz skruchą, wzruszeniem, tak dalej mówił jeszcze donośniej:

– A że z wielkim żalem serca mego uznaję, dla jęczenia w opresji ubogiego pospólstwa oraczów, przez żołnierstwo uciemiężonego, od Boga mego sprawiedliwą karę przez siedm lat w królestwie moim różnymi plagami trapiącą nad wszystkich ponoszę, obowiązuję się, iż po uczynionym pokoju starać się będę ze stanami Rzeczypospolitej usilnie, ażeby odtąd utrapione pospólstwo wolne było od wszelkiego okrucieństwa, w czym, Matko Miłosierdzia, Królowo i Pani moja, jakoś mnie natchnęła do uczynienia tego wotum, abyś łaską miłosierdzia u Syna Twego uprosiła mi pomoc do wypełnienia tego, co obiecuję.

Słuchało tych słów królewskich duchowieństwo, senatorowie, szlachta, gmin. Wielki płacz rozległ się w kościele, który naprzód w chłopskich piersiach się zerwał i z onych wybuchnął, a potem stał się powszechny. Wszyscy wyciągnęli ręce ku niebu, rozpłakane głosy powtarzały: “Amen! amen! amen!”, na świadectwo, że swoje uczucia i swoje wota ze ślubem królewskim łączą. Uniesienie ogarnęło serca i zbratały się w tej chwili w miłości dla Rzeczypospolitej i jej Patronki. Za czym radość niepojęta jako czysty płomień rozpaliła się na twarzach, bo w całym tym kościele nic było nikogo, kto by jeszcze wątpił, że Bóg Szwedów pogrąży.

Król zaś po ukończonym nabożeństwie, wśród grzmotu wystrzałów z muszkietów i dział, wśród gromkich okrzyków: ,,Wiktoria! Wiktoria! Niech żyje!” – jechał do grodu i tam one niebieską konfederację wraz z tyszowiecką roborował.