ROZWAŻANIE NA XI NIEDZIELĘ ZWYKŁĄ – 16.06.2018 r.

Ziarno nowej ewangelizacji

Z pewnością każdego cieszy wzrost: rodziców – gdy dorastają dzieci, stają się mądrzejsze, dojrzalsze, odpowiedzialniejsze; nauczycieli – podobnie. Pracodawcę cieszy wzrost wyników firmy, sprzedawcę – zysk, sportowca – coraz lepsze wyniki. Zdają też sobie sprawę, że wszystko zaczęło się gdzieś na początku od czegoś bardzo małego, czasem niezauważalnego, drobnego, prostego. To mogła być jedna myśl, zamiar, decyzja, pomysł, drobna działalność, zwyczajne życie. A jednak to, co małe i niezauważalne, rozwinęło się, urosło, stało się wielkie i cieszy.

Wzrost

Dwie przypowieści Jezusa z dzisiejszej Ewangelii mają w sobie ten wspólny element, jakim jest wzrost. W pierwszej z nich wzrost następuje niezauważalnie. Ziarno rzucone w ziemię wyrasta, a ten, który wrzucił nasienie w ziemię, nie wie, jak to się dzieje. Siła wzrostu jest zakodowana i ukryta w rzuconym ziarnie. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. (Mk 4, 28) W drugiej wzrost ukazuje ogromny kontrast między wrzuconym ziarnem gorczycy, najmniejszym na ziemi, a wyrosłym wielkim drzewem, które staje się schronieniem dla ptaków (por. Mk 4, 32).

Spójrzmy na wzrost z perspektywy wiary. Najpierw na nasz wzrost, na naszą postawę, na rozwój, jaki się w nas dokonuje – także na płaszczyźnie duchowej. Z pewnością możemy powiedzieć, że jesteśmy wielu ludziom wdzięczni za wiarę. To na pewno nasi rodzice, chrzestni, rodzeństwo. To parafia, może grupy parafialne, katecheza, księża, siostry zakonne. Nawet, jeżeli nie zapisali się trwale w naszej pamięci, to ich słowo, działanie, praca z pewnością przyczyniły się do tego, że nasza wiara wzrastała. Z małego ziarna, zasianego w sercu w czasie chrztu, wyrasta postawa człowieka, który zaczyna wiarą żyć i tę wiarę również przekazywać innym. To wiara dojrzała, przynosząca kolejne ziarno, które można posiać. Nawet, jeżeli nie zawsze wygląda to w ten sposób – widzimy, że są także wśród nas ludzie o różnym stopniu zaangażowania wiary, to jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wiara zaczęła w nas wzrastać i owocować, może trochę później i wolniej, ale zawsze ku górze.

Co jednak z tymi, którzy nie mieli dobrego przykładu wiary w swoich rodzicach, księżach, katechetach czy parafiach? Czy rzeczywiście Bóg uzależnił wiarę od innych ludzi? W pierwszej z dzisiejszych przypowieści Jezus wyraźnie mówi, że ten, kto zasiał ziarno, sam nie wie, jak ono wzrasta. Czy śpi, czy czuwa – rozwija się kłos i nowe ziarna. To znaczy: niezależnie od interwencji człowieka powstaje plon. Pewne światło rzuca na ten wzrost dokonujący się w nas św. Bazyli, uważany za ojca wschodniego monastycyzmu, żyjący w IV wieku w Kapadocji. W swoich „Regułach” napisał takie słowa: Miłości Boga nie nabywa się na drodze poznawania przykazań. Podobnie jak korzystania ze światła, pragnienia życia, miłości do rodziców czy wychowawców nie nauczyliśmy się od innych, tak samo, owszem, daleko bardziej, miłości Boga nie otrzymujemy przez nauczanie z zewnątrz. W samej naturze człowieka spoczywa pewna siła umysłu, jakby nasienie zawierające w sobie zdolność oraz konieczność miłowania. Poznanie Bożych przykazań rozbudza owo nasienie, troskliwie je pielęgnuje, roztropnie żywi i przy Bożej pomocy doprowadza do pełnego rozwoju. (św. Bazyli Wielki, Reguły dłuższe). Pisze św. Bazyli, że w samej naszej naturze Bóg zawarł siłę umysłu, która staje się zdolnością miłowania, poznania Boga i wreszcie wiary. Inaczej mówiąc: wiara – która zawsze pozostanie łaską i darem Boga, może rozwinąć się w każdym człowieku, bo Bóg sam zapisał w ludzkiej naturze siłę poznania siebie, miłowania, uwierzenia w Boga. Jeżeli poznajemy przykazania, ktoś staje się dla nas przykładem wiary, mamy oparcie w rodzicach, parafii, to wówczas to ziarno, pielęgnowane – przy Bożej pomocy – jest doprowadzone do pełnego rozwoju. Ale jeżeli nie – ziarno wiary i tak będzie wzrastać, bo natura ludzka zawsze jest skierowana ku Bogu.

Nowa ewangelizacja

Wzrost wiary możemy także rozważać w kontekście dzieła, które nazywamy dzisiaj nową ewangelizacją. Obserwując współczesny świat, widzimy, jak bardzo potrzeba reewangelizacji, to znaczy pójścia z orędziem Ewangelii do tych, którzy, choć ochrzczeni, utracili wiarę, prowadzą życie dalekie od Chrystusa i Jego Ewangelii. Trzeba sobie zdawać sprawę, że mimo tego, że ich postępowanie przestało mieć już nieraz cokolwiek wspólnego z wiarą, to jednak ziarno rzucone trwa i dalej ma szansę stać się wielkim drzewem. Dlatego Kościół ewangelizuje nieustannie, każdego dnia sprawuje Eucharystię, udziela sakramentów, głosi słowo Boże, podejmuje dzieła miłosierdzia. Ta ewangelizacja przynosi owoce: daje światło i radość, wskazuje sens życia wielu ludziom; wielu żyje – choć często o tym nie wie – dzięki światłu, jakie promienieje z tej nieustannej ewangelizacji. Jednak poza tą – można powiedzieć – „klasyczną ewangelizacją”, pozostaje jeszcze to działanie, które jest nową drogą głoszenia Chrystusa i dotarciem do tych, którzy nie szukają szczęścia w Bogu.

Kardynał Józef Ratzinger w 2000 roku wygłosił konferencję do katechetów i nauczycieli religii. Mówił w niej właśnie o nowej ewangelizacji. Powiedział wówczas, że mimo to, iż dzieje się tak dużo dobra, jesteśmy świadkami postępującego procesu dechrystianizacji i zaniku istotnych wartości ogólnoludzkich. Wyraził też wtedy niezwykłe stwierdzenie, uzasadniające konieczność podjęcia się zadania nowej ewangelizacji. Powiedział: Nowa ewangelizacja nie może być próbą natychmiastowego przyciągnięcia – za pomocą nowych, bardziej wyrafinowanych metod – wielkich mas ludzi, którzy oddalili się od Kościoła. Nie, nie na tym polega obietnica nowej ewangelizacji. Podjąć nową ewangelizację znaczy: nie zadowalać się tym, że z ziarnka gorczycy wyrosło wielkie drzewo Kościoła powszechnego, nie sądzić, że to wystarczy, jeśli w jego listowiu mogą się zagnieździć najróżniejsze ptaki, ale zdobyć się na odwagę rozpoczęcia od nowa, z pokorą – od skromnego ziarenka, pozwalając Bogu zrządzić, kiedy i jak ma się ono rozwinąć (Jubileusz katechetów, Rzym, 9–10 grudnia 2000 r.). Józef Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI wskazuje wyraźnie, że trzeba nieraz zaczynać znów od początku, od małego ziarna, nie zadowalając się tym, że żyjemy chronieni przez wielkie drzewo Kościoła. Co więcej, mamy pozwolić Bogu zdecydować, kiedy i jak ma się ono rozwinąć. Wielkie sprawy zawsze zaczynają się od małego ziarenka. Wielkie sprawy mają zawsze skromne początki. Wszystko też ma swój czas. Najpierw źdźbło, potem kłos, potem pełne ziarno w kłosie. (Mk 4, 28). Tym bardziej, że – jak powie w swoim przemówieniu Józef Ratzinger – zawsze przy pragnieniu nawracania innych kryje się pokusa niecierpliwości, pokusa dążenia do natychmiastowego sukcesu. W podobnym duchu wypowiedział się również papież Franciszek. Zwracając się do wiernych w „Orędziu na Światowy Dzień Modlitw o Powołania” powiedział: Ewangelia wzywa nas do odrzucenia bałwochwalstwa sukcesu i władzy, nadmiernej troski o struktury i pewnego niepokoju, odpowiadającego bardziej duchowi podboju niż duchowi służby. Ziarno Królestwa, chociaż jest małe, niewidoczne i czasem mało znaczące, wzrasta po cichu, dzięki nieustannemu działaniu Boga. (…) To jest nasza pierwsza pewność: Bóg przewyższa nasze oczekiwania i zaskakuje nas swoją szczodrością, sprawiając kiełkowanie owoców naszej pracy wykraczające poza oceny ludzkiej skuteczności (Orędzie papieża Franciszka na 54. Światowy Dzień Modlitw o Powołania, 5.05.2017 r.).

Mój udział

Każdy z nas może i powinien głosić Chrystusa. Czasem przepowiadanie Ewangelii może wydawać się czymś bardzo małym, może trzeba jednak bardziej działać, rozwijać akcje duszpasterskie. To z pewnością również jest ważne, ale to właśnie głoszone słowo przemienia. To ono powoduje, że zasiane w sercu zaczyna kiełkować i wydawać owoce. Żadna ludzka mądrość, żadne ludzkie myśli, żadni myśliciele nie zastąpią słowa Boga. To przepowiadanie, które na początku wydaje się małe, urasta w drzewo. Nieraz powoli, a zawsze niedostrzegalnie. Owszem to, co my będziemy robili, zawsze będzie ułomne. Ale odwołując się do św. Pawła: my będziemy siali zniszczalne, żeby powstało niezniszczalne; sieje się słabe – powstaje mocne, sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne (por. 1 Kor 15, 42-43).

Czy śpimy, czy czuwamy, we dnie i w nocy, słowo Boże jednak kiełkuje i rośnie, sami nie wiemy jak. I człowiek sam z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. Tak dzieje się też i z wiarą.